Strona:Czerwony kogut.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   154   —

pokarmu duchowego, pouczyć się, pokrzepić cudami...
Niejedna nabożna głowa pieściła myśl:
— Aby tylko tej książki nie utracić, byle tylko o tych wieczornych czytaniach nie dowiedziano się...
Zdrady mieszkańcy Monikuń nie znali ongi...
I w głowach owych słuchaczy powstawały myśli bujne, śmiałe, marzenia z »Żywotów Świętych« zrodzone, marzenia-płomyki, co się z potrzebami życia nie rachowały:
— Świętych naśladować?!...
Z wielu bardzo twarzy można było wyczytać tę myśl, co w nich rosła, bujała, choć głośno nikt jej wyrazić nie śmiał. Czy to szyderstwa młodszych swych druhów bali się, czy też uważali się za tych grzesznych, którzy nie mają prawa sięgnąć do ideału boskości? Trudno odgadnąć przyczynę — kryła się zbyt głęboko.
Lecz myśl, która raz się urodziła, umierać nie chce, walczy ze swym rodzicielem o prawo bytu, o prawo wcielenia się... Czasami myśl taka pozornie uśnie, lecz po to tylko, by znów, z jeszcze większą siłą, zbudzić się do życia...
W mózgownicy Jana wrzały straszne myśli — chęci, obawy i żądze, walka. Tak — czy nie?... Po raz setny rozstrzygał to pytanie, po raz setny zamierzał myśl głośno wyrazić —