Strona:Czerwony kogut.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




I.

Na gościńcu Monikuńskim — powiadają — strachy chodzą.
Czy to śnieżna zimowa noc, czy też ciemna jesienna, albo księżycowa noc letnia — tam straszy.
Ledwie pierwsze we wsi koguty zapieją, z za Monikuńskich chat wysuwa się, w długi biały płaszcz owinięty, z powrozem u szyi, na wspaniałym jabłkowitym koniu — nieboszczyk Jan...
Nazwiska jego ludzie nie wymieniają, za życia i po śmierci wołano nań: Jan.
Gościniec pod Monikunami głuchy w nocy. Nikt z miejscowych już oddawna nie wychodzi tam o spóźnionej porze, w potrzebie zaś — omijają go z daleka.
Niekiedy tylko zabłądzą tu obcy, którzy nigdy o Janie nie słyszeli.
Jan nikomu nic złego nie uczynił.