Strona:Czarodziejskie skrzypce.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   9   —

Stanął chłopiec, myśli sobie: Cóż ja teraz mały zrobię? Dokąd pójdę? w jaką drogę; skądże wiedzieć biedny mogę?
A wtem patrzy, tuż przy drodze, idzie starzec zmęczon srodze, starzec wielki, olbrzym srogi, depce trawy, depce głogi... Biały włos na ramię spada, wielkość brody też nielada... A na barkach ciężar nosi i o pomoc chłopca prosi.
— Hej, podróżny, ty mój miły, pomóż! dźwigać nie mam siły... W tę ciernistą wnijdź tu drogę, a w czem innem ci pomogę!...
— Ojcze drogi — rzekł Fantazy — ile tylko zechcesz razy, zawsze przyjdę w pomoc tobie i co zechcesz, to ci zrobię...
Starzec włożył nań głęboki, kosz olbrzymi i szeroki i opasał sznurem tego, tego chłopca podróżnego...
A tak ciężkie wszystko było, że się dziecię aż skuliło... Wszędzie w drodze ciernie tkwiły, ciernie tkwiły i raniły...