Strona:Cyklista na wycieczkach. Lwów-Gdańsk.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się typowo, a bardzo malowniczo, dziś przebrany w lichą tandetę, nosi wysokie buty i używa czapek. Widok bardzo smutny i przykry; przykrzejszą mi jednak była następująca, dosłownie powtórzona rozmowa:
― Zkąd ten stary?
― Z naszej wsi.
― Czemuż wy takich czapek nie nosicie?
― Dawniej była stara moda, a my teraz niby na nową modę.
― I nie żal wam?
― E! nie, bo to tańsze.
Ze smutnem wrażeniem po tej rozmowie przeprawiliśmy się na drugą stronę Wisły, mając za przewoźnika piętnastoletniego żydka, który o ile początkowo nas przerażał, o tyle potem imponował nam wielką wprawą na bardzo tutaj szerokiej rzece, i przez najgorsze drogi, a raczej prawie bez dróg, tylko na przełaj podług mapy po piasku i lasku dotarliśmy nareszcie do szosy a wreszcie do Łagowa, gdzie odwiedziłem mojego kuzyna. Przyjęci gościnnie, jak tylko we dworze przyjętym być można, zanocowaliśmy, a nazajutrz rano przez Nową Aleksandrję dotarliśmy na noc do Iwangrodu. Nie mogąc się dostać do miasta z powodu ciemnej nocy i rozmaitych dróg, prowadzących do fortów, a nie spotkawszy nikogo, ktoby nam powiedział, która prowadzi na stację ― zaryzykowaliśmy wleźć na most na Wie-