Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak Wellington rozłożył swoje wojska na tym terenie, a życzę sobie, abyś mi pan o tem opowiedział.
Słowa jego wprawiły mnie w drżenie.
— Ekscelencjo — rzekłem — pułkownik lekkiej kawalerji nie może się wobec rycerskiego wroga poniżyć do roli szpiega.
Roześmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
— Nie byłbyś pan huzarem, — rzekł — ot same pędziwiatry! Skoro mnie pan wysłuchasz do końca, przekonasz się pan, iż nie prosiłem pana wcale o usługi szpiegowskie. Cóż pan powiesz na tego konia?
Wyprowadził mnie do wyjścia z namiotu, przed którym jeden z szaserów przeprowadzał wspaniałego konia. Był to bułanek, niezbyt wielki, o krótkiej głowie i doskonale wygiętej szyi, takiej, jaką się spotyka tylko u czystej krwi arabów. Piersi i biodra były silne, a nogi przytem tak delikatne, że prawdziwą radością było patrzeć tylko na tego rumaka.
Na ładnego konia i na ładną kobietę nie mogę jeszcze dziś patrzeć bez wzruszenia, a mam już dzisiaj lat siedmdziesiąt. Możecie sobie panowie wyobrazić, co to było w roku 1810.
— To jest „Woltyżer“ — rzekł Massena — najszybszy koń w całej armji. Życzę sobie, abyś pan wyruszył jeszcze tej nocy, objechał skrzydło nieprzyjacielskie, przez straże tylne, powrócił obok drugiego skrzydła i przywiózł mi wiadomość o stanowiskach nieprzyjaciela. Będziesz pan miał na sobie uniform, w danym razie więc, gdyby pana schwytano, nie będziesz pan rozstrzelany, jako szpieg. Prawdopodobnem jednak jest, iż przejedziesz pan spokojnie przez wszystkie pikiety, gdyż są bardzo rozstawione. Gdy pan je minie, wtedy po dniu możesz się pan przedrzeć przez wszystko, a gdy pan będziesz unikał bitych dróg, możesz się przewinąć, jak piskorz.