Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak, gdybym był jeszcze biegł przez parę minut, byłbym z pewnością wyrżnął głową o mur.
Widok ten wprawił mnie początkowo w takie osłupienie, iż skamieniałem prawie. Narazie spostrzegłem, co się dzieje i z rozpaczy zacząłem się walić pięściami po łbie.
Wiatr w ciągu nocy odwrócił się z północy na południe, a ponieważ biegłem zawsze pod wiatr, przebyłem dziesięć mil na północ i tyleż zpowrotem na południe, aby się wkońcu dostać tam, skąd się wykradłem.
I dlatego tyle przewracania się i podnoszenia, tyle biegu i zmęczenia!
A gdy tak zastanawiałem się jeszcze nad moją przygodą, cała historja wydała mi się tak śmieszna, iż kłopot mój zmienił się w wyuzdaną wesołość, to też zacząłem się śmiać i śmiać, aż mnie boki zabolały. Wreszcie otuliłem się znowu w płaszcz i zacząłem się zastanawiać, co dalej począć.
Moje ruchliwe życie nauczyło mnie, aby żadnego wydarzenia nie uważać za nieszczęście, zanim się zupełnie nie rozegra sprawa, gdyż, czyż każda godzina nie przynosi nowych zmian?
I teraz przyszedłem do przekonania, że przypadek wyrządził mi wielką przysługę.
Naturalnie moi prześladowcy rozpoczęli swoje poszukiwania od miejsca, w którem przywłaszczyłem sobie płaszcz sir Karola Meredith, i rzeczywiście z mego ukrycia widziałem, jak biegli przez szosę w tym kierunku. Żadnemu z nich nie przyszło na myśl, iż mogłem przecież pobiec zpowrotem. Urządziłem się więc jak można było najwygodniej w krzakach na grzbiecie pagórka i postanowiłem przebyć tutaj cały dzień.
Jeńcy dowiedzieć się musieli naturalnie o mojej ucieczce, to też dali wyraz swej radości z tego wy-