Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a to wydawało mi się najstosowniejszą chwilą do naszej ucieczki.
Dotąd wszystko było dobrze, a ja nie miałem najmniejszej wątpliwości, iż uda nam się dostać na podwórze. Ale jak się stąd wydostać?
Drżałem na samą myśl, że po całym trudzie i pracy, będę musiał powrócić znowu do tej nędznej dziury, albo też warta mnie spostrzeże, poczem za karę wrzucą mnie do jednej z wilgotnych, podziemnych cel. Tego nie można było ryzykować, to też zacząłem zastanawiać się, i rozważać dalszy plan postępowania.
Jak panowie wiecie, niestety, nie miałem możności pokazać światu mej zręczności jako generał, aczkolwiek po jednej lub dwóch szklankach wina miałem często podziwu godne pomysły i mam to najsilniejsze przekonanie, że Francja inaczejby dziś wyglądała, gdyby Napoleon był mi powierzył jeden korpus armji. W każdym razie pod względem daru wynalazczego i bystrości umysłu mogłem się zmierzyć z niejednym towarzyszem z lekkiej kawalerji, a ta świadomość dodała mi na nowo otuchy i odwagi.
Wewnętrzny mur, przez który musiałem przeleźć, zrobiony był z cegły; był on dwanaście stóp wysoki, a na górze miał jako ochronę cały szereg ostro zakończonych żelaznych zębów, wbitych w mur bardzo gęsto.
Mur zewnętrzny widziałem tylko raz czy dwa razy, gdy przypadkowo drzwi od podwórza były otwarte. Według mego powierzchownego badania musiał być taki sam, jak pierwszy.
Odstęp między obu murami mógł wynosić dwadzieścia stóp, a jak mi się zdawało, warta stała tylko przy bramach. Natomiast dowiedziałem się, że przed więzieniem znajdował się cały szereg posterunków,