Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak powolny i niezgrabny, że byłem pawie wyłącznie skazany na siebie samego,
Ale co mnie popędzało zawsze na nowo do pracy ciężkiej i żmudnej? No, wmówiłem w siebie, iż moi huzarzy czekają z bębnami, sztandarami i czaprakami ze skóry lamparciej, czekają na mnie przed oknem. A potem pracowałem jak szalony, aż wreszcie żelazo pokryte było krwią, jak rdzą.
I tak co nocy usuwałem obmurowanie i chowałem je do poduszki, aż wreszcie sztaba zaczęła się poddawać. Jedno silne pchnięcie, i trzymałem ją w ręku. Pierwszy krok do odzyskania wolności był zrobiony.
Zapytacie się teraz panowie, o ile znalazłem się teraz w lepszem położeniu, niż poprzednio, gdyż okno było za wąskie nawet dla małego dziecka. Zaraz to panom wyjaśnię.
Uzyskałem dwie rzeczy, a mianowicie narzędzie i broń. Pierwszem miałem nadzieję rozszerzyć otwór, a drugiem mogłem się bronić po dokonaniu ucieczki.
Nie tracąc czasu, zacząłem usuwać wapno z cegły spodniej, starając się naturalnie o to, aby za dnia wapno znajdowało się na swojem miejscu, i aby najmniejsza plamka na podłodze, nie zdradziła strażnikowi mej pracy.
Po upływie trzech godzin cegła zaczęła się poddawać. Wyjąłem ją i — uważajcie panowie — otwór, przez który zaglądały do celi tylko cztery gwiazdy, pozwolił teraz ku memu zachwytowi podziwiać tych gwiazd dziesięć.
Teraz wszystko było dla nas gotowe; wsadziłem cegłę na jej dawne miejsce i wyrównałem przy pomocy sadzy i tłuszczu dziury, które wypełniało przedtem wapno. Za trzy dni była pełnia księżyca,