Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobą wzajemnie, gdyż od samego początku spodobaliśmy się sobie.
Dzielny młodzian, pochodzący z bardzo dostojnej rodziny, został wysłany przez lorda Wellingtona, aby sprawdził czy wypadkiem nasze wojska nie nadciągają przez góry.
Dzięki wędrownemu życiu, które umożliwiło mi stosunki z szerokim światem przyswoiłem sobie wiele cennych wiadomości, których zresztą nie posiada niejeden wykształcony człowiek.
Nie znałem naprzykład ani jednego prawie dostojnego Francuza, któryby umiał wymienić poprawnie jakiś tytuł angielski, a gdybym się był tyle nie nawłóczył po świecie, mógłbym był wam powiedzieć z całą pewnością, że prawdziwem nazwiskiem młodzieńca było: „Milord, the Hon. Sir Russe Barth“. Ponieważ to ostatnie oznaczenie jest tytułem honorowym, przeto przemawiałem do niego zwyczajnie „Barth“, tak jak się w Hiszpanji mówi „don“.
Jak powiedziałem, wywnętrzyliśmy przed sobą w tej cudownej hiszpańskiej nocy nasze serca, jakbyśmy byli braćmi. Byliśmy przecież w równym wieku, służyliśmy w lekkiej kawalerji — on służył w szesnastym pułku dragonów — i mieliśmy te same nadzieje i pragnienia.
Nigdy nie poznałem tak szybko człowieka, jak Bartha. Opowiadał mi o pewnej dziewczynie w Vauxhallu, którą kochał — Vauxhall jest bowiem ogrodem — ja opowiadałem o małej Karalji z Opery, poczem on wyciągnął splot włosów, a ja podwiązkę.
Potem o mało nie pokłóciliśmy się o dragonów i huzarów, gdyż był śmiesznie dumny ze swego pułku.
Trzeba wam było widzieć, jak pogardliwie wydął usta, i ręką dotknął pałasza, gdy wyraziłem życzenie, aby jego pułk nie wlazł nigdy w drogę trzeciemu pułkowi huzarów.