Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednak natychmiast pióro z okrzykiem radości, i zadeklamował kilka wierszy, które wywołały zachwyt u pilnujących mnie drabów. Jego szeroka twarz zarumieniła się, jak u młodej dziewczyny, której powiedziano jakiś komplement.
— Jak się zdaje — rzekł — posiadamy krytyków po naszej stronie. Musisz pan wiedzieć, mój młody panie, że skracamy sobie głupie wieczory bardzo przyjemnie, śpiewając własne ballady, a jak pan widzisz, nie mam potrzeby wstydzić się za dzieci mej muzy. Mam nawet pewną nadzieję, iż pewnego pięknego dnia ujrzę je drukowane, i to w dodatku z oznaczeniem Madrytu, jako miejsca wydawnictwa. Ale teraz do naszej sprawy. Jak się pan nazywa?
— Stefan Gerard.
— Stan?
— Pułkownik.
— Oddział wojska?
— Trzeci pułk huzarów Conflansa.
— Jesteś pan bardzo młody, jak na pułkownika.
— Szczęście sprzyjało mi w mej karjerze.
— Tem gorzej — zauważył, skrzywiając usta do śmiechu.
Nie odpowiedziałem na to nic, lecz starałem się poprostu okazać mu przez całe moje zachowanie się, że nie obawiam się nawet najgorszych rzeczy.
Pochylił się tymczasem nad wielką księgą i zaczął w niej przewracać kartki.
— Oh! — rzekł nagle — wydaje mi się, iż mieliśmy tu już jednego z pańskiego pułku! widzę tu przynajmniej coś podobnego w zapiskach, które sobie poczyniliśmy. Czy znajdował się u panów oficer Soubiron, przystojny młody blondyn?
— Zapewne.
— Jak widzę, pochowaliśmy go tutaj 24 czerwca.
— Biedny chłopiec. I na cóż umarł.