Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

silny, aby udźwignąć człowieka, ale razem mogły były pociągnąć wózek. Wierzajcie mi, panowie, że widok tych nędznych zwierząt z wystającemi żebrami, na długich nogach wykoszlawionych, zachwycił mnie więcej, niż te dwieściepięćdziesiąt rumaków cesarza, które widziałem w stajni dworskiej w Fontainebleau.
Kosztowało nas to jednak wiele trudu, zanim nakłoniliśmy gospodarza do zaprzęgnięcia mułów do wózka, gdyż obawiał się potężnie strasznego Cuchilla. Gdy jednakowoż obiecałem mu bogactwa całego świata, a ksiądz zagroził mu piekłem, wsiadł na wózek i wziął lejce do rąk. Potem jednak tak mu się zaczęło śpieszyć, aby jeszcze przed nocą dojechać do celu, iż zaledwie miałem czas pożegnać się należycie z córeczką gospodarza.
Niestety nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć jej imienia, ale pamiętam, iż spłakaliśmy się wtedy oboje, i że to była piękna dziewczyna. A to świadectwo z ust człowieka, który w czternastu królestwach zwalczał mężów i całował kobiety, z pewnością jest coś warte.
Mały ksiądz patrzył się z początku bardzo poważnie, gdy całowaliśmy się na pożegnanie, potem jednak okazał się doskonałym towarzyszem podróży. Przez cały czas opowiadał mi o swem małem probostwie w górach, a ja nawzajem opowiadałem mu o moich przygodach w życiu.
Trzeba jednak było być bardzo ostrożnym, gdyż skoro powiedziałem jedno słówko za wiele, zaczął się niepokoić, a mina jego wykazywała bardzo wyraźnie, iż obraziłem jego uczucia.
Samo się przez się rozumie, iż elegancki człowiek będzie z osobą duchowną rozmawiał grzecznie, aczkolwiek nie można się wcale dziwić, gdy żołnierzowi wymknie się czasem jakieś drastyczniejsze słowo.