Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Z POEZYI OBCEJ.
Z poetów francuzkich i belgijskich. Przekłady Miriama.
MOJŻESZ.

Słońce rzucało jeszcze na namiotów szczyty
Długie skośne promienie, płomieniste świty,
Szerokie smugi złota, jak to zawsze czyni,
Nim do snu się ułoży śród piasków pustyni.
Kraj zdawał się roztapiać w złoto i purpurę.
Wstępując na jałową, smutną Nebo górę,
Mojżesz, ów człowiek boży, staje i bez pychy
Po wielkich widnokręgach wzrok przesuwa cichy.
I widzi naprzód Fasga w figowców koronie;
Potem, poza górami, oko jego tonie
W żyznych ziemicach Galaad, Efraim, Manasse,
Co swą na prawo odeń rozpostarty krasę;
Na południe do toni mórz zachodnich płowej
Legł wielką piasków ławą kraj Judy jałowy;