Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wewnętrzne i czyni z nich przedziwny materyałt do studyów.
Ich oczy wyniosłe przysłaniają się, wedle woli, albo miotają błyskawice; w radzie czy w potyczce nabierają wyrazów, które doprawdy wprost przenosić na płótno. Tymczasem pośledni obywatel, zajęty jedynie zarabianiem pieniędzy, nie godzien naszej uwagi: niemasz dlań żadnego odpowiednika malarskiego. Łatwiej znajdujemy natchnienie w kobiecie, niż w mężczyźnie, bo patrzymy na nią z mimowolnem upodobaniem, które ma swój powód, nieznany prawom przyrody. Malujcie ją, ze ściśniętemi kolanami, z rękoma zbliżonemi do ciała, z głową pochyloną i nieco w bok przegiętą: niechaj nie robi wrażenia zbyt łatwej zdobyczy ani zdawkowej uprzejmości. Inaczej widz nie uczuje żadnego pociągu, a niewarto pracować nad postacią, której niktby nie zechciał, gdyby spotkał ją żywą. Nie trzeba również, aby widz miał poufałe uczucie, że spotykał już waszą postać, albo że zna zupełnie do niej podobne. Nawet przed portretem, krewni i przyjaciele winni dziwić się rzeczom, jakich malarz dopatrzył się w modelu. Jest pewna, rzadka nader władza przenikania aż do wnętrza istot, która sama jedna pozwala osiągnąć podobieństw o idealne, różniące się zasadniczo od dokładnego widzenia; działa ona w sposób wieszczbiarsko-odgadujący i wyjaśnia nieznane przez znane, istotę wewnętrzną przez jej zewnętrzność. Rysowałem wielu starców, ponieważ ich zmarszczki i wykoszlawienia odsłaniają namiętności i cierpienia ich lat minionych; z fałd ich skóry czytać można koleje życia, jak gdyby się patrzało na mapę dokonanego ich przeznaczenia. U schyłku żywota, nos pyszałka zaznacza się wyraźniej, łysina odsłania czoło czcichutnego, bruzdy na twarzy wyjawiają skąpca, a nadmiernie wydatne wargi — żarłoka. Dajcie nizkie, zapadłe czoło, spłaszczcie nos — a doprowadzicie typ do rubieży