Strona:Celina Gładkowska - Nie miała baba kłopotu.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczy wydzierają sobie! Nie pomogło żadne gadanie. Stało się to, co można było przewidzieć od początku. Magda zadurzyła się w ślicznym chłopaku, a odciąganie jej od niego robiło akurat, to samo, co oliwa rzucona na ogień.
Wtem Staszek ostygł dla Magdy nagle, jak zimną wodą oblany. Już jej nie całował pa kątach, nie przywoził jej złoconych pierników ani czerwonych cukierków, przestał nawet do czeladni chodzić. Mówili, że chce posłać w swaty do Hanki żołnierki, której męża zaraz po ślubie wzięli do wojska, i tak się nieszczęśliwie zdarzyło, że na mustrze, nie umiejąc się z bronią obchodzić, tak się jakoś szkaradnie skaleczył, że w tydzień go na mogiłki zanieśli. Hanka była ładna i młoda, niebiedna wcale; zalotników było pełno koło niej i mogła się podobać Staszkowi...
Biedna Magda jak trup teraz chodziła. Oczy jej wpadły głęboko, twarz jak wosk zżółkła, usta od gorączki się spiekły. Teraz już nie za nią Staszek, ale ona za nim latała, przypominając przysięgi, błagając by ich dotrzymał. Na błaganie oszalałej z bólu i zazdrości dziewki ramionami wzruszył, tłómacząc, że kochanie jej przejdzie, jak jemu przeszło. Po co mają wiązać się ślubem? Jemu się odechciało ożenku... Gdy go bardzo