Strona:Celina Gładkowska - Nie miała baba kłopotu.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan jej kupił listy zastawne, bo mówił, że to najpewniejsze, nie przepadnie, a jeśli zły człowiek ukradnie, nie będzie miał z tego pociechy, bo go po nuemerach odkryją. Takie było Magdy bogactwo. A co miała ślicznych wełnianyhc spódnic, jakie korale, jakie piękne chustki na głowę z frędzlami, jaki kaftan futrem oszyty, jakie na korkach trzewiki, a co pościeli, — to jakby ekonomowa jaka!
I jeszcze, gdy się lat dziesięć jej gospodarskiej służby skończyło, a dwadzieścia, jak była we dworze, pan kazał drzewa z lasu zwieźć i wystawi łjej śliczną chatynkę, oddzielił kawał ogrodu, żeby na stare lata nie potrzebowała się tułać po obcych. Teraz Magda poczuła się całą gębą panią. Póki była młodą dziewczyną, nikt nie myślał do niej swatów przysłać. Kto by tam brał za żonę dziewkę brzydką, bez grosza i złą do tego. Ale gdy wieść się po wsi zaczęła rozchodzić, że dziobata Magda już ma duże pieniądze i jeszcze ciągle grosz składa do grosza, sypnęli się zalotnicy do trzydziesto-kilkoletniej dziewki, z początku zaczęli się zgłaszać wdowcy, którym trzeba było gospodyni, bo dzieci małe w chacie im piszczały; pijacy, którzy chcieli skądkolwiek wyrwać grosza kawałek, żeby go na wódkę przepić, albo tacy,