Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

GORDON: Wprost przeciwnie. Jestem dziś wyjątkowo rozsądny! Mam może czekać aż cała afera urośnie do niebywałych rozmiarów, aż się różni Tarscy zastanawiać zaczną, czy licuje, a czy wypada, czy powinienem był i czy należało? Nie, mój Perlmutter, nie mogę się na to wszystko zgodzić.

PERLMUTTER: Ależ człowieku, zastanów się. Poświęcasz przyszłość całą dla pozorów, dla jakiejś głupiej afery!

GORDON: W życiu rozstrzygają błahe powody i głupie afery!

PERLMUTTER: Gordon, do stu piorunów! Nie zapominaj, że ty jedyny w tej całej budzie masz prawdziwe, twórcze zdolności! Nie możesz się usuwać, nie powinieneś... Niech to wszyscy diabli, muszę byle idiocie komplementy prawić!

GORDON: Widzisz, Perlmutter, rzecz polega na tym. Ja zdolności pewne mam, przyznaję. Ale, posiadam też taki, odziedziczony po przodkach szlagoński temperament, miewam czasem krew w żyłach. Przez pięć lat siedzę sobie spokojnie na miejscu i badam, jak elektrony wibrują, ale nagle — poczynam wierzgać... Z tego też względu postanowiłem zmienić zawód i wyjeżdżam na wieś, gdzie posiadam, również po przodkach odziedziczone, dwie włóki gruntu i cztery krowie ogony.

PERLMUTTER: To wszystko romantyczno⸗psychologiczne głupie gadanie! Wieś — krowie ogony — wybij to sobie z głowy. Zostaniesz i już, rozumiesz? Siłą cię zatrzymam! Ja też miewam temperament.

GORDON: Drogi Perlmutter. Rzecz już jest załatwiona. Nic nie poradzisz. Napisałem właśnie do Pytla list mniej więcej tej treści: Czcigodny Panie