stanie, że pan się ożeni, że pan i ten trzeci pokoik odnajmie...
GORDON: I ja tak sobie w najśmielszych marzeniach przyszłość wyobrażałem. Ale przeszła przez mą drogę kobieta i złamała mi życie...
PRZETAKOWA: Pan doktór się zakochał?
GORDON: Owszem, ale to nie ta. Kobieta jest jak wystrzelona kula karabinowa. Te zbłąkane też zabijają (mruczy coś). Rachunki, listy — do kosza...
PRZETAKOWA: Mój Boże, mój Boże... A to gdzie mam schować, proszę pana doktora?
GORDON (nie odwraca się). Jeżeli książka, to do paki, jeżeli co z garderoby — do kufra. Niech się pani stale trzyma tej zasady.
PRZETAKOWA: Kiedy to jakiś damski grzebuszek do włosów.
GORDON (zrywa się): Co? Jeszcze? Naturalnie! To jeszcze od wczoraj! Lola! Ciągle Lola. Niech pani to gdzie schowa, niech pani ukryje, ale tak, żeby Sherlok Holmes nie odnalazł!
PRZETAKOWA: Rozumiem. A może to trzeba zwrócić tej pani? Zanieść?
GORDON: Boże broń! Pod żadnym pozorem! Po moim wyjeździe uda się pani do Komendy miasta. Poprosi pani, żeby to nabili w armatę i wystrzelili! Ale dopiero po moim wyjeździe! Nie wcześniej!
PRZETAKOWA: Rozumiem (wzdycha). Po wyjeździe... A ja jakbym jakąś złą nowinę przeczuwała — wczoraj cały dzień mi w lewym uchu dzwoniło...
GORDON: Panią przynajmniej los zawsze uprzedza o złych zamiarach. Na mnie ciosy spadają niespodzianie.