(Pokój dra Gordona u Przetakowej. Jak w akcie pierwszym. Tylko nieład jest większy. Paki, książki, ubrania porozkładane na krzesłach. Walizki, kufry. Gordon niezupełnie ubrany, w pantoflach, siedzi przy biurku, wyjmuje z szuflady listy i papiery, przegląda, najczęściej drze. — Przetakowa układa rzeczy w kufrach i walizkach).
PRZETAKOWA (oczy zaczerwienione, głos płaczliwy): Marynarkowe ubranko zapakować?
GORDON (nie odwraca się): Zapakować! Wszystko zapakować!
PRZETAKOWA: A w czym pan doktór pojedzie?
GORDON: Racja! W czym ja pojadę? Nie pakować.
PRZETAKOWA: Właśnie i mnie się tak zdawało. (Wzdycha). Marynarkowe ubranko! Mój Boże! Ile to ja razy je czyściłam przez te pięć lat... I kto by przypuszczał, że się to tak skończy?...
GORDON: Nie rozczulajmy się, kochana pani Przetakowa. Wyjadę ja, przyjedzie kto inny — też będzie miał marynarkowe ubranie. Czego tu się martwić?
PRZETAKOWA: Tak, przyjedzie kto inny... Zawszeć to już nie to... Mój Boże, ja myślałam, że my się już nigdy inie rozstaniemy. Takem sobie w mojej głupiej głowie planowała, że pan tu profesorem zo-