szczegółowo opowiedzieć! Ja to puszczę na estradę.
GORDON: Bardzo mi przykro, ale w laboratorium? — tu? — przybytek nauki — właściwie — nie wiem —
WOJTASZEK: Dobrze mówi, nic nie rozumiem, o co chodzi. Bardzo mi się tu u was podoba — panie ten — przepraszam, jak nazwisko?
PERLMUTTER: Perlmutter.
WOJTASZEK: Nic nie szkodzi. Serce to grunt. Ja się nazywam Wojtaszek i nie martwię się. Bardzo tu u was ładnie. A to co za zwierzę? (Ogląda jakiś aparat i wydaje z siebie jakiś dźwięk dziwaczny).
GORDON: Ciszej! Przez litość, ciszej!
WOJTASZEK: A bo co? Śpi kto gdzie na wykładzie? (do Perlmuttera). Nie uwierzy pan, panie ten, jaką ja ciekawość mam do nauki. Czy telefon, czy inny migdał — wszystko mię interesuje. Nawet sam wynalazek zrobiłem. Aparat elektryczny, piszący, taki, panie, że jak się dwóch gości pobije, zaraz wiadomo, który zaczął! Fiu! A to co?
GORDON: Ciszej! Perlmutter, co tu począć! Co robić?
PERLMUTTER (pisze na tablicy): Oznaczmy go literą hebrajską ałef
WOJTASZEK: Przepraszam, za niestosowne pytanie, czy panowie zawsze takie głupie miny mają? A może to moja obecność tak wpływa?
GORDON: W rzeczy samej, panie Wojtaszek, tu jest pracownia! Więcej powiem — sanctissimum gmachu fizycznego! Osobom, że tak powiem postronnym wchodzić tu nie wolno. Pod żadnym pozorem.
WOJTASZEK: A tak? To ja zejdę z estrady. Tylko, uważasz, jak to zrobić? Umówiłem się z Lolą. Ona tu zaraz przyjdzie?