Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

PYTEL: Będziemy musieli wobec radcy Męntlika wykonać kilka bardziej efektownych doświadczeń. Ustawicie, Podołek... Co to jest? Znów? (Za sceną słychać sławetny chór: You take me love you). Słyszycie? śpiewają?

PODOŁEK: Już ja im zaśpiewam! (wybiega).

(Pauza. Wchodzi GORDON, trochę jeszcze blady i znużony).

GORDON (na widok Pytla chce się cofnąć).

PYTEL: Aha! Pan doktór Gordon. Witam, witam. Nareszcie w murach pracowni. Godzina jest, jeżeli mnie wzrok nie myli... (wyjmuje zegarek).

GORDON: Po wpół do dziesiątej.

PYTEL: A tak. Hm!

GORDON: Pan profesor chciał mi coś powiedzieć?

PYTEL: Owszem. Właśnie. (Chodzi po pokoju). Panie doktorze Gordon!

GORDON: Panie profesorze?

PYTEL: Tak! Panie doktorze Gordon. Ja znam pana od lat kilku. Znam pańską rozprawę doktorską. Znam pańską pracę w zakresie optyki. Rzecz jest bardzo ciekawa, bardzo ciekawa.

GORDON: Dziękuję.

PYTEL: Tak. Niezwykle ciekawa. Hm! Bądźmy zupełnie szczerzy. Był tu u mnie rektor Tarski. Jest to, że się tak wyrażę, prawnik. Trudno, i tacy być muszą. Był tu u mnie ten Tarski. On ma w danym wypadku rację! Wszeteczna Terpsychora... gałąź wiedzy... two⸗step meksykański... On ma słuszność! Przy tym ten radca Męntlik! Etat! Do licha, nie mogło to wypaść kiedy indziej! Przez tę przeklętą moralność byt całej pracowni jest zagrożony. Rozumie pan? Do widzenia! (Wychodzi).