PYTEL: Elektryczna! Elektry-czna, do stu piorunów! Nie o tym chcę mówić! Powiadam, że przeżywamy bardzo ciężkie, krytyczne chwile. Z ramienia ministerium oświaty ma przybyć do nas wizytator, radca Męntlik. Dziś o dziesiątej. I właśnie w tym czasie, właśnie w tym dniu dzieją się tu u nas rzeczy, dzieją się tu u nas okropności, Podołek! Pracownia jest opuszczona i osierocona. Na podłodze walają się szczątki aparatów. Asystenci tańczą w kabaretach, studenci śpiewają, ktoś wykroczył przeciwko moralności! Podołek, w tej chwili krytycznej muszę zmobilizować starą gwardię! Zwracam się do was, Podołek! Bądźcie wy przynajmniej na stanowisku! nie opuszczajcie wy przynajmniej placówki naukowej! Rozumiecie, o co chodzi? Rygor, ład, którym pracownia nasza zasłynęła szeroko!
PODOŁEK: Wedle rozkazu, panie profesorze! Ja tu porządek zrobię!
MĘNTLIK: Czy mógłbym się teraz zobaczyć...
PODOŁEK: Z nikim się pan tu nie może zobaczyć! Gdzie się pan tu pcha w swoich głupich kaloszach!? Czy pan nie widzi, że tu aparaty stoją, galwanometry precyzyjne? Co to tu obora jest? Tu jest wstęp wzbroniony, zrozumiano?
MĘNTLIK: Przepraszam bardzo, nazywam się...
PODOŁEK: Nikogo to nie obchodzi, jak się pan nazywa! W lewo zwrot! Mówiłem pierwsze drzwi — tam! Rozebrać się! Zameldować się!
PODOŁEK Może pan na mnie polegać, panie profesorze. Ja tu ład zaprowadzę!