kich, przyrodników, nieprzyrodników! To jest sprawa — ludzka!
PYTEL: Sprawami „ludzkimi“ zajmuje się wśród przyrodników jedynie kolega Drygalski, antropolog.
TARSKI: Pomówię zatem z kolegą Drygalskim, antropologiem!
PYTEL: Ale jego obchodzą w człowieku wyłącznie — kręgi ogonowe!
TARSKI: Rozmowa weszła na takie tory, że najlepiej będzie gdy ją przerwiemy.
Nie chcieliście mnie zrozumieć. Szkoda. Pamiętajcie, że i na was spada część odpowiedzialność. Asystent wasz i laborant okrył sromem wszechnicę.
PYTEL: Słyszałem to już dzisiaj. Zdolny fizyk jeszcze żadnej wszechnicy sromem nie okrył.
To już przywilej jurystów.
TARSKI: Panie kolego Pytel!
PYTEL: Panie kolego Tarski?
TARSKI: Do widzenia.
PYTEL: Do widzenia. Bardzo mi było przyjemnie!
TARSKI: Pamiętajcie, że dziś ma być zdecydowana sprawa etatu waszej pracowni. Decyzja zależy wprawdzie w trzech czwartych od pana radcy Męntlika, ale po części też — ode mnie... Żegnam (Wychodzi).
PYTEL: Tam do licha! Etat pracowni! Męntlik! (patrzy na zegar). Wpół do dziesiątej! Podołek! (Dzwoni, dając sygnał).
Podołek! Instytut, który powierzono naszej pieczy, przechodzi ciężkie, bardzo ciężkie wstrząśnienia...
PODOŁEK: Oczywiście, samo przez się. Z tego też powodu maszyna elekstryczna...