Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

PYTEL (zza sceny): Podołek, co się tam stało? Co się stłukło?

PODOŁEK (groźnie do Męntlika): Tu jest wstęp wzbroniony, rozumie pan?

MĘNTLIK: Ależ...

PODOŁEK: Nie ma ależ! Tam! Pierwsze drzwi na prawo! Rozebrać się! Zameldować się! Czekać na swoją kolej!

(MĘNTLIK przerażony wymyka się).

PYTEL: Co się tu dzieje, Podołek? (Spostrzega). Kto stłukł maszynę influencyjną Holtza?

PODOŁEK: Panie profesorze, nikt. Stłukło się — naturalnie samo przez się. Prawdopodobnie znów jakieś trzęsienie ziemi.

PYTEL (załamując ręce): Trzydzieści lat z nią pracowałem! Trzydzieści lat z nią żyłem! Była mi wierną towarzyszką pracy... Dzieliła mą dolę i niedolę... Tyle godzin pięknych jej zawdzięczam! tyle chwil jasnych! (siada na zydlu, bierze w rękę kawałek szkła, kiwa głową).

PODOŁEK (rozczulony): Panie profesorze... Taka jest kolej rzeczy ludzkich... Niech się pan już nie martwi...

(Wchodzi REKTOR CIOŁEK⸗TARSKI).

PYTEL: ...jej zawdzięczam moją sławę naukową...

PODOŁEK (płaczliwie, dotykając ramienia Pytla): Bywają przecie większe nieszczęścia... Niech się pan już nie martwi... Panie profesorze... Jego magnificencja pan rektor przyszedł... Niech pan nie rozpacza, tak już jest na świecie urządzone, kres przychodzi na wszystko... (wychodzi). Bóg dał, Bóg wziął...