PODOŁEK: To są tajemnice urzędowe! Proszę mi dać drogę! Proszę się rozstąpić! (Stawia flaszkę na stole po prawej).
JACKOWSKI: Bez blagi, Podołek? Co się stało, co? Co ta butla znaczy?
TRYLSKI: Mówcie, Podołek. Dalej, dalej! Prędko!
PODOŁEK: Proszę się rozstąpić! Panowie studenci będą łaskawi się nie pchać! Co to jest! Co za zbiegowisko?
(Nagle coś w tłoku spada i tłucze się z głośnym brzękiem): Boże wielki! ktoś stłukł maszynę „elekstryczną“!! Profesor tego nie przeżyje!
TRYLSKI: W rzeczy samej! Coś prysło, jak sen jaki złoty! Panowie, zmykać! Odwrót!
(Na palcach wielkimi krokami pędzą w głąb. We drzwiach wpadają na radcę Męntlika).
RADCA MĘNTLIK (mały, suchy, skrzywiony, jakaś siwa bródka à la Napoleon III. Jest w palcie i w kaloszach): Przepraszam, jeżeli przeszkadzam. Czy zastałem w pracowni... (STUDENCI dają mu znak — pst! i wymykają się) przepraszam...
PODOŁEK: Boże, co za dzień fatalny! Maszyna na nic, w drobny mak!
MĘNTLIK (do Podołka): Czy mógłbym pomówić z panem doktorem Gordonem?
PODOŁEK: Tu z nikim nie można mówić! Tu się nie można szwędać! w palcie i w kaloszach!
MĘNTLIK: Przepraszam bardzo, ale ja jestem przeziębiony!
PODOŁEK: To niech pan siedzi w domu. Do laboratorium się nie włazi, jak do cukierni!