Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

TRYLSKI: Dokąd to spieszycie, kolego Pępkowski?

PĘPKOWSKI: Nie widzieliście gdzie „strupla“? Wypadek! Nieszczęście!

TRYLSKI: A co się stało?

PĘPKOWSKI: Zapaliło się coś!

TRYLSKI: Gdzie?

PĘPKOWSKI: Tu, patrzcie, o, dymi się jeszcze.

TRYLSKI (idzie na przód sceny): Aha! Rozumiem! Krótkie spięcie.

PĘPKOWSKI: Więc co robić? co, jak myślicie?

TRYLSKI: Nic nie trzeba robić.

JACKOWSKI: No jakże? Przecie się pali?

TRYLSKI: Czekać aż się wypali.

JACKOWSKI: Gadanie! W ten sposób cała buda może pójść z dymem!

TRYLSKI: Nie ma obawy. We właściwej porze przyjedzie straż ogniowa. Ja zawsze się na to zdaję!

PĘPKOWSKI: Bójcie się Boga, przecie tak nie można.

TRYLSKI: Można, można. Wierzcie, Pępkuś, doświadczeniu starszych. Ja dłużej od was studiuję. Przyrodnik powinien posiadać flegmę, spokój i równowagę ducha. Głównie zaś przytomność umysłu — jak się co zapali, to powinien czekać, aż się wypali.

JACKOWSKI: Prąd trzeba naturalnie wyłączyć. (Majstruje coś — ten sam efekt).

TRYLSKI: Nie mówiłem. Pogarszasz tylko sytuację, Jackowski! Nie ma w tobie materiału na przyrodnika! Bierz sobie przykład ze mnie, zawsze ci to powtarzam. Flegma lorda angielskiego.

JACKOWSKI: Tak, naturalnie. Ty świecisz przykładem — szkoda, że wyłącznie w nocy.