ki, wchodzi i potrąca jakieś krzesło): Dzień dobry. Do licha z tymi stołkami.
PRZETAKOWA: Ach, pan doktór Perlmutter!
PERLMUTTER: W rzeczy samej, to ja. Zastałem kolegę Gordona? Jest w domu? Nie wyszedł jeszcze?
PRZETAKOWA: Jeszcze nawet nie wstał, proszę pana doktora. Dobudzić go się nie mogę.
PERLMUTTER: To świetnie, to doskonale. (Wyjmuje z kiesieni olbrzymią plikę papieru). Przyniosłem mu, uważa pani, korekty jego pracy. Jest zatrważająca ilość błędów zecerskich.
PRZETAKOWA: Niech pan będzie łaskaw papiery tu położyć, na stole.
PERLMUTTER: Dobrze. Prócz tego muszę z Gordonem pomówić. Mam do niego pilny interes — mianowicie muszę mu coś przypomnieć. Na razie zapomniałem co. W każdym razie chciałbym się z nim zobaczyć.
PRZETAKOWA: Ba, kiedy go się dziś wcale dobudzić nie można. (Patrzy na zegar). O laboga, jak ten czas leci! Może pan doktór będzie łaskaw zapukać? A ja pobiegnę duchem po kamasze! (Wybiega).
PERLMUTTER: Duchem — po kamasze! Po jakie znowu kamasze? Kobieta jest zawsze zagadką! (puka do drzwi). Gordon! Wstawaj, słyszysz? Po pierwsze masz dziś wykład, a po drugie ja mam do ciebie interes. Miałem ci przypomnieć, że dziś radca Męntlik przyjeżdża, ten z ministerium. Pamiętasz? ma zwiedzać instytut. Słyszysz? W pracy jest kupa błędów zecerskich. Uważasz? Pierwiastek ci źle wyciągnęli! Wstań, to ci pokażę.