Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

HEYST. Żadne możemy, na pewno będziemy mieli i to sześcioro. I wszystkie, wszystkie zajmą na złość najwyższe stanowiska na drabinie społecznej. Synów pchniemy na ambasadorów, a córki wydamy poprostu za śpiewaków operowych. Dixi.
MARY. Ryszardzie proszę cię nie żartuj! Mogłabym sobie wreszcie, tak, jak i ty lekceważyć opinję obcych ludzi, ale — najbliżsi, papa — Dordoński.
HEYST. A cóż papa z Dordońskim mają mi do zarzucenia.
MARY. Dordoński — radca prawny z wielu towarzystw, mecenas — powiada, że twój sposób prowadzenia interesów... świadczy...
HEYST. Co mój sposób prowadzenia interesów? Odziedziczyłem po starej Leokadji taką kasetkę, a teraz mam taką kasę ogniotrwałą i na strychu dwa kosze od bielizny napełnione banknotami. To leszcze źle?
MARY. No tak! ale...
HEYST. Znów ale?
MARY. Papa powiada, że to przypadek...
HEYST. Przypadek? (zaciera ręce). Zobaczymy. Umyślnie, żeby ich przekonać pozwoliłem sobie na pewien eksperyment naukowy (śmieje się). Mianowałem moim jeneralnym zastępcą Powsinowskiego. Dałem mu plein pou voir. Niech tu sobie popracuje ze dwie godziny dziennie, a zobaczymy co z tego wyniknie.
MARY (po pauzie). już wynikło, przejrzyj te papiery (gest w stronę biurka). Zarobił sześćdziesiąt miljonów (wzdycha głęboko i przecierając oczy wychodzi).
HEYST. (Oszołomiony) He? (Przerzuca dokumenty na biurku). (Powsinowski — kapelusz lasecz-