Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

PISTJAN. Jakto?
DORDOŃSKI. No! jak kazali staremu Hufnaglowi tańczyć shimmy, to się rozeszła wśród żydów pogłoska, że amerykanie chcą w tym Paluchu założyć ogród-miasto. Jeszczem nie zdążył jednej transakcji załatwić — już mi przynieśli sześćdziesiąt miljonów odstępnego.
MARY. Widzi papa, jak on dobrze interesy prowadzi.
PISTJAN. To znowu nie on, to Powsinowski.
MARY. A kto mianował Powsinowskiego, kto go wybrał?
PISTJAN. Moje dziecko, cóż to za dowód? Nie robię porównań, ale ślepa kura też na ziarno trafia.
DORDOŃSKI. Naturalnie. I panią sobie wybrał, ale czego to dowodzi? Każą mi w ciągu kwadransa przenieść cały zakład z Mokotowa do Stryja. Szukam tego — Stryja w Słowniku Larousse’a — niema. Rozpytuję ludzi. Zbieram informacje, ...co się okazuje? To jest idealna, świetnie na tego rodzaju uzdrowisko wybrana miejscowość, komunikacja, dowóz, robotnik, budulec...
MARY. A widzi mecenas! aha...
DORDOŃSKI. Co widzę. Nic nie widzę. Tak nie można. Trzeba najpierw zwołać sesję, radę nadzorczą, ogłosić w pismach pierwszy termin, drugi termin, okólnik — porządnie, systematycznie...
MARY. A tymczasem place pójdą w górę, komunikację przerwą, robotnik razem z budulcem zdrożeją.
DORDOŃSKI. Może, ale tak właśnie postępują ludzie normalni, a nie pomyleni. Iii — co ja tu będę czas tracił. Proszę o dymisję. (Heyst wtacza się do pokoju, obładowany, jak juczne zwierzę, broszurkami,