Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

EWA (śmieje się). Mam do niego prawo. Pieniądze zwracam (odsuwa banknoty), a przychodzę po męża.
POWSINOWSKI. Więc to jest do zwrotu? Proszę pani (pisze), tu jest kwitek. Co się tyczy męża — Firma nasza żałuje, ale go chwilowo wydać okazicielce nie może, poszedł bowiem na pocztę... Co się stało?
EWA, Jessas. Ta kobieta!! (jednym susem jest przy drzwiach balkonowych. Albowiem wchodzi z korytarza pani Gabrjela z jakiemiś solidnemi narzędziami w rękach: szczotka owinięta ściereczką. szufelka, trzepaczka).
GABRJELA (mruczy groźnie i ściska rękojeść szczotki).
POWSINOWSKI. Pani Brysia kochana, złota, promienna pani Brysia (całuje ją z impetem po rękach, z których wylatuje natychmiast szczotka, trzepaczka i szufelka).
GABRJELA (ponuro, ale łagodnie). Ta osoba ma stąd wyjść. Nie pozwolę. Pod moim dachem nie pozwolę. Niesłychane rzeczy w domu obywatelskim. Taki despekt, na moje stare lata, w salonie? Czy to gdzie tak bywa u ludzi?
POWSINOWSKI. Pani jest w błędzie, jasnooka pani Brysiu. To poprostu, pierwsza żona Ryszarda, pani Ewa, która zwróciła się do nas, do firmy, w pewnym interesie, nie cierpiącym zwłoki.
GABRJELA. Zwłoki? Ja wiem, o jakie zwłoki tu chodzi. Czy to on mi pierwszy raz takie rzeczy robi? Trzydzieści lat jestem z nim zamężna, panie.
POWSINOWSKI. Omyłka, łaskawa pani. Różanopalca pani Gabrjelo, fatalna, zasadnicza, fenomenalna omyłka. Pani Ewa niema nic wspólnego z czcigodnym Jasiem (pisze coś na biurku pośpiesznie).