Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

POWSINOWSKI. Nie umiem udawać warjata. Chciałbym a nie potrafię.
HEYST. Zdumiewające.
POWSINOWSKI. Widocznie nie mam odpowiedniego talentu. Obmyślam sobie naprzykład taką rzecz: memorjał o uzdrowieniu waluty...
HEYST. Jest.
POWSINOWSKI. Zaraz czekajcie. Proponuję w tym memorjałe państwowy monopol nazwiskowy...
HEYST. Jakto?
POWSINOWSKI. Skarb skupuje wszystkie dźwięczniejsze przymiotniki. Powsinowski, Szepietowski, Omtadralski, klasyfikuje i sprzedaje indywidjum, któreby chciały zmienić nazwisko. Pierwsza kategorja kosztuje tysiąc marek w złocie. Ostatnia: Dyndalski, Rypalski, Fikalski i Klepacki — pięćdziesiąt...
HEYST. Brawo!
POWSINOWSKI. Dalej. Skupujemy wszystkie znoszone zużyte nazwiska, wyranżerowane: Akwamaryno, Wąchockier, Wyczesany — wywozimy je do krajów, gdzie nie było dotąd przymusu meldunkowego — Tybet, Oceanja, wybrzeże Słoniowej kości — i tam sprzedajemy tubylcom po cenach hurtownych...
HEYST (ściska go w milczeniu za rękę). Winszuję. Jabym sam nic lepszego nie wymyślił.
POWSINOWSKI. Prawda? Przepisuję ten memorjał na maszynie, składam władzy wyższej w nadzieji, że mi dadzą urlop bezterminowy. Wiecie jaki jest skutek?
HEYST.?
POWSINOWSKI. Awans. Dostaję awans. Mianują mnie człowiekiem specjalnej komisji. Z pensją nadetatową 300 tysięcy marek. Co tu robić? Radźcie?