Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

DORDOŃSKI Pani Gabrjelo, proszę rozpiąć te guziki, mnie tu pozbawiono wolności osobistej. Proszę mnie rozplątać.
GABRJELA (załamuje ręce). No, i widział to kto? Najpierw w piłkę grali, teraz się do stołków przywiązują. A ten mi podłogę rąbie w salonie. Powiedzcie to komu, to nie uwierzy. Panie mecynasie, pan jest światowy obyty człowiek, pan w najlepszych rodzinach na rautach bywa — niech pan powie czy to tak się gdzie goście bawią, żeby jeden deski z posadzki wyrywał, a drugi na stołku w palcie siedział i krzyczał? Czy to pan u Lanckrońskich na przyjęciu widział?
DORDOŃSKI. Pani Gabrjelo, żądam natychmiastowej pomocy! Proszę powiedzieć mężowi, że mnie tu uwięziono.
GABRJELA. Powiedzieć? Ja z nim od trzech miesięcy nie rozmawiam, gdybym mu chciała powiedzieć, co mu mam do powiedzenia, tobyśmy długo rozmawiali. A ten znowu nic, tylko deski łamie. I niech wszystko djabli biorą, ja sobie z tymi warjatami rady nie dam. (Macha ręką i wychodzi).
HEYST (który przez ten czas pracował spokojnie). Cóż to za miła i rozsądna kobieta. Ileby tu inna wrzasku narobiła niepotrzebnie. (Znów sprawdza coś, zapala ów browning, który był poprostu lampką elektryczną i oświetla ścianę). Cóż u licha!
DORDOŃSKI. Panie więc to była latarka elektryczna?
HEYST. Tak, za miesiąc będę panu mógł takich, dostarczyć cały wagon. To model.
DORDOŃSKI (krzyczy). Hola tam! Hej Jasiu!
HEYST. Pan jest uparty i przekorny człowiek. Czego pan hałasuje?