Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

MARY. Kwadracikiem? Od wejścia... Eee. A ja tu słucham od godziny (parska śmiechem i odwraca się ku wyjściu).
HEYST (zatrzymuje ją siłą). Niech pani tu siada, na zydelku. Pani oczywiście znów jest przekonana, że ja bredzę? Plotę trzy po trzy, tak? Proszę mi w oczy spojrzeć.

(Pauza)

Dobrze. Otóż babka moja, Leokadja z Pobrykalskich, w roku 20-tym podczas inwazji bolszewickiej odebrała z banku wszystkie swoje papiery, precjoza i wkłady. Wierzy mi pani, czy nie?
MARY. Wierzę.
HEYST. W obawie, że Warszawa będzie zajęta, ukryła te rzeczy w domu, u siebie, przy ulicy Wspólnej, pod podłogą. Ufa mi pani, czy nie?
MARY. No — owszem...
HEYST. Dnia 13-go sierpnia, babina, która miała wówczas lat 72, nie wytrzymała napięcia nerwowego i drapnęła do Wiednia, zapomniawszy w popłochu o wszystkiem. Co pani widzi w tem nieprawdopodobnego?
MARY. Nic...
HEYST. Jesteśmy na drodze do zupełnego porozumienia. Spotykam babinę u Sachera, wyznaje mi prawdę, mianuje mnie spadkobiercą i — oddaje Bogu ducha...
MARY. W restauracji? U Sachera?
HEYST. Nie: u Sachera, tylko później... — wierzy mi pani?
MARY. Nie!
HEYST (zrywa się), Do stu piorunów. To jest logika. W Leokadję pani wierzy, w Pobrykalską pani wierzy, w to, że się dla braku mieszkania wpako-