Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

POWSINOWSKI (wchodzi we fraku, kołnierzyk trzyma w ręku). Heyst — Heyst.
HEYST (uderza pięścią w stół). Znów kogoś djabli nadali. Co tam? Aha. Powsinowski. O co chodzi?
POWSINOWSKI (tajemniczo). Czy wy nie macie... spinki do tyłu?
HEYST. Nie.
POWSINOWSKI. Dziwny zakład. Ogromnie nieprzyjemna instytucja. Nikt niema spinki do tyłu.
HEYST. Bo poco pan się znowu we frak ubrał, panie Powsinowski? Pan idzie na bal?
POWSINOWSKI. Otóż to właśnie. W tym kraju wszyscy sądzą, że frak jest ubraniem wyłącznie balowem. Śmieszny punkt widzenia. Dyplomata, prawdziwy dyplomata, powinien nosić frak... po domu. Nabiera przez to pewnej swobody, giętkości umysłowej, mówi na bankietach płynniej i rozumuje bardziej logicznie. Przeszkadzam?
HEYST. Owszem.
POWSINOWSKI (siada). Tak mi się też zdawało. Bystra orjentacja i spostrzegawczość, to są cnoty zasadnicze prawdziwego męża stanu. Dlatego mnie tak cenią w ministerjum spraw zewnętrznych.
HEYST. Jaki to pan piastował urząd, panie Powsinowski?
POWSINOWSKI. Wizowałem paszporty zagraniczne, Pozornie nic, a w istocie bez Powsinowskiego ani rusz. Konferencja w San Sebastjan spełzła na niczem, bo mnie nie było. Harding powiada: „Jakto? Powsinowski nie przyjechał? Ameryka nie bierze udziału!“ Co wy tam piszecie, kolego Heyst?
HEYST. Pracuję sobie nad teorją liczb...
POWSINOWSKI. Liczb? Bardzo pięknie. Bardzo stosowna rozrywka. Czytałem gdzieś, że za gra-