Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nalazek! Oko powinno grać. Cała postać powinna grać! Jeżeli już pan nie może inaczej, to niech pan myśli przynajmniej o tem, że pan wygrywa żywego indyka na loterji fantowej! Na nic! Jeszcze raz!
Mustrowali go, pędzili z kąta w kąt, — ręka do góry, noga naprzód!
— Może to jest doskonały szofer — mówił szeptem Piper do Nelli, — ale to mało inteligentny człowiek. Ta flegma, ta zabójcza flegma. On wygląda przecież, jak skondensowana nuda w puszkach dla niemowląt...
Nelli nie widywał Przybram prawie wcale. To była wielka diva, zajęta naradami z dekoratorem, reżyserem, kostjumerem, autorem, a on był skromnym statystą. Paradował w kitlu od rana po swojej sztucznej pracowni, twarz miał uszminkowaną, wargi umalowane — apetyt stracił przez to paskudztwo, humor.
Najbardziej go gnębiła myśl, że za dziesiątą część tych pieniędzy, które tu marnowano na prąd, na lampy łukowe, na dziwolągi, przedrzeźniające pracownię naukową, możnaby zbudować niezłe laboratorjum doświadczalne, piec elektryczny i zdobyć przynajmnej garść nellitu...
Zamykał oczy i próbował sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała grudka skoncentrowanego zimnego światła. Coś galaretowatego, przezroczystego i skrzącego się jak diament, olśniewającego chwilami jak rozżarzona platyna... Z coraz większą siłą rwało się jego biedne, świecące serce do tej chwili,