Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prynę, wdziała potężne rękawice i kurtkę szoferską.
— Niechże pan siada w tym kojcu i uważa, żebyśmy kogo nie przejechali. Będzie pan dawał znaki przechodniom, zwłaszcza na skrętach. Prawe ramię — tak, lewe ramię — tak, rozumie pan? Mniej więcej, jak drogowskaz, albo semafor kolejowy — capisce?
— Pani mnie ma za niedołęgę i za zawodowego idjotę. Ja nie z takiemi maszynami miewałem do czynienia! Coprawda — teoretycznie... ale w każdym razie znam je dokładnie z rysunków. Pani tu ma wewnątrz mały, gazospalinowy motorek Diesla, prócz tego...
— Dobrze, dobrze. Siadamy!
„Motorek Diesla“ najpierw fuknął, potem strzelił, zafurkotał, jakgdyby miljard spłoszonych wróbli zerwał się do lotu, zadudnił, jak serce zdjęte trwogą i wreszcie, zdecydowawszy się widać raptem, cisnął czerwoną torpedę w błękitną przestrzeń.
Asfalt uliczny, chodniki, domy, jęły uciekać, jak pasy maszyny w warsztacie, latarnie, twarze ludzkie, zjawiały się i znikały momentalnie. Ktoś się uwziął i z pełnego worka sypał bez przerwy wrażenia optyczne na biednego prywatdocenta.
Samochód przeleciał obok hotelu „Hannower“, okrążył zamaszyście „Kreuzbrunn“, rozmiótł gromadkę żydów galicyjskich, przeciął ulicę Główną, mignął obok kawiarni Teatralnej...
— Czternaście godzin — myślał Przybram, —