Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem wszystkie cyfry, wysuwając, jak przy grze w morę, odpowiednią ilość palców:
Give me... Sie holen mir... one, two, three tea... one, two, sechs Zwieback... eggs und Butter. Verstanden Sie?
Przybram wsłuchał się w rozmowę swoich przygodnych sąsiadów. Najlepiej zrozumiał słowa: sleeping, Monachjum, Norymberga, dwa dni, Hamburg, Lloyd, kabina, Southampton, Nowy Jork.
— Dziwna historja — myślał. — Dajcie mi jeden kolczyk tej starszej damy, kilka pereł z jej naszyjnika, a zimne płomienie zapalę nad światem. Najgorsze, że babina, mimo pereł i brylantów, brzydka jest biedactwo, jak grzech śmiertelny. Cóż — nie mogę nieznanym ludziom proponować, żeby na moje ręce składali swoje kosztowności...
A gdyby tak ten wesoły Amerykanin z dużą głową był właśnie profesorem Morrisem? Los jest taka wyrafinowana kanalja, że wszystkiego się po nim można spodziewać! I siedzimy tu, przy tym samym stoliku, rozstaniemy się za pięć minut, rozejdziemy w różne strony świata — on do Southamptonu, ja — w nicość, i nie dowiemy się nigdy, żeśmy oddychali tem samem powietrzem. Bo przecież nie mogę pytać pierwszego lepszego przechodnia, który mówi po angielsku, czy nie wykłada przypadkiem fizyki w Pasadenie. Stany Zjednoczone mają przeszło sto miljonów mieszkańców...
Halt! jest sposób! Nabyłem przecie listę przyjezdnych za koronę dwadzieścia. Szukajmy!