Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Wiedniu, spieniężyłem książki swoje i mikroskopy w nadziei, że jakieś zajęcie płatne sobie wynajdę. Nie poszczęściło mi się. Byłem zawsze źle przystosowany do życia, nie mam krewnych, pogubiłem gdzieś po drodze kolegów i znajomych. Jestem sam i — wedle obliczeń przybliżonych — za trzy dni wydam ostatniego centa. Postanowiłem przed upływem tego terminu do soli marjenbadzkiej, którą (licho wie dlaczego — jestem najchudszym kuracjuszem w uzdrowisku) pijam w rozczynie co rano, domieszać zawartość pewnej ampułki... Ale nie o tem chcę mówić.
Etyka zawodowa — jeżeli ją dobrze rozumiem — i pewien niepisany kodeks honorowy nakazują uczonemu, aby, usuwając się na zawsze, przekazał wiedzę swoją i zdobyte w pracy doświadczenia godnemu następcy. Nie widzę na ziemi człowieka godniejszego od Pana, Profesorze. Aczkolwiek nawet tych kilkanaście koron, wydanych na znaczki pocztowe, skraca życie moje o kilka godzin — wysłałem wczoraj pod adresem Pańskim w paczce rekomendowanej moje dzienniki, bruljony i spostrzeżenia.
Być może, że się mylę i, że te rzeczy nie mają żadnej wartości. Proszę mi wybaczyć — nie powodowała mną doprawdy fałszywa ambicja. Nie! Według mojego najgłębszego przekonania brak mi tylko jednego jedynego celnego uderzenia, aby wymusić na ciemnych siłach przyrody nowe zwycię-