Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skręciła na lewo i uśmiechnięta, jak poranek majowy, weszła do kawiarni Teatralnej.
— Ma rację, — pochwalił ją w duchu Przybram, — ma zupełną rację. Kawiarnia! To jest teraz ów dom i przytułek dla nas — wydziedziczonych i wieczyście samotnych. Tuby Juljusz Cezar snuł swe plany, gdyby dziś chodził po świecie, i tuby Marek Aureljusz układał aforyzmy. Tu kreśliłby na mapach Kolumb tajemnicze znaki i tu, żonglując solanką, odkryłby Newton prawa ciążenia... Szkoda, że tych panów nie zastanę tam — wewnątrz — ale w każdym razie nie będę sobie odmawiał kawy w przeddzień wypadków tak doniosłych...
Pchnął drzwi oszklone, siadł co prędzej na pluszowej kanapie przy wejściu. Zdarzało mu się bowiem w ostatnich czasach, dość często, że, kiedy zbyt długo rozglądał się po lokalu, pani bufetowa ni stąd ni zowąd, odzywała się doń łagodnie: Jałmużnę dajemy tylko w poniedziałki i piątki. Dziś mamy dopiero czwartek.
Przybrał tedy podstawę, pełną godności, puknął kościstym palcem w marmurowy blat stołu:
— Przyniesie mi pan — rzekł ostro do kelnera — filiżankę kawy, atrament i papier listowy. Atrament i kawa mogą być czarne. Kolor papieru nie gra roli decydującej.
W kawiarni było pusto. Nudziły się gazety na długich kijach, ziewał pan „płatniczy“, przebierając dla wprawy palcami w skórzanej torbie, w któ-