Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sta koron. Jeżeli będę żył oszczędnie i rozsądnie — mogę istnieć trzy dni.
Jegomość w getrach źle najwidoczniej zrozumiał zamiary podejrzanego osobnika w wyrudziałem palcie, który go prześladował od godziny. Obrzucił Przybrama spojrzeniem piorunującem, kiwnął na fiakra, podsadził pulchną damę o wybitnie karminowych ustach, umieścił ją na siedzeniu i pojechał kędyś w stronę kasyna czy hotelu „Excelsior“.
Hubert pięknym gestem antycznym podniósł rękę i, nie zważając zupełnie na mankiet, który siła odśrodkowa wyrzuciła przy tej sposobności aż na jezdnię, pożegnał się krótkiem „Vale!“ z nieznajomym Rumunem.
— Kto wie, czy pana jeszcze w tem życiu zobaczę. Kto wie, czy rozstrzygnę przed śmiercią pytanie, w jakiem właściwie narzeczu flirtował pan z pulchną i czarnowłosą damą, tudzież dlaczego jej usta są aż tak bardzo karminowe. Trudno... Nie mogę ja sam rozwiązywać wszystkich problematów świata. Nie będzie mnie, będzie kto inny. Wedle najnowszych obliczeń geologicznych dwa miljardy lat egzystował ten glob bez Przybrama — jakoś tam sobie będzie radził i dalej.
Z „Café Utschig“ grzmiała już — jak co wieczór o tej porze — uwertura wagnerowska, z baru płynęły łagodne tony bostona, subjekt ze sklepu „Carnaval de Venise“ fałszował uporczywie naj-