Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tła, jak ptak nocny, jak puhacz, sowa i nietoperz. Prawdę mówił Geza. Z naszych odkryć, z naszych marzeń, z naszych snów fantastycznych ludzie robią natychmiast piłę drewnianą. Zobaczysz — w Berlinie, na stacji Zoologischer Garten, stoją już pociągi z lokomotywami, wybejcowanemi jaskrawym zimnym płomieniem. Pan zawiadowca ma mundur, impregnowany nellitami i tryska mocnem zielonem światłem. Tragarz kolejowy wędruje, jak nieduży słup niebieskiego ognia, kaski policjantów świecą mocniej, niż ongi reklama dużego kinematografu. Na naszą cześć podpuszczą z Tempelhofu całe stado gorejących ptaków i wysypią na bruku Potsdamer Platz‘u płomiennemi sześciometrowemi głoskami słowa: Hoch Przybram! Nawet lift-boy będzie miał czapkę, przenicowaną poprostu z reflektora latarni morskiej...
Nie dziw się więc, kochana moja, że nie wiozę ciebie do krajów słonecznych na jasny brzeg i do Hiszpanji. Znienawidziłem światło i uwielbiam mrok. Pojedziemy na północ.
Jest pod Stockholmem mieścina Westeros. Istniała tam dawniej wielka fabryka elektro-techniczna, która już dziś — oczywiście — oddawna zbankrutowała. Mieszkańcy owego Westeros złorzeczą mi i poprzysięgli sobie, że nigdy szczypty sypkiego światła do swojej gminy nie sprowadzą. Pojedziemy tam do nich. Spędzimy wśród tych ludzi szczęśliwych, którzy jeszcze wieczorami przy idyllicznej lampie elektrycznej siadu-