Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod wieczór na mury domów wystąpiły czerwone plamy plakatów: odezwa Komitetu Centralnego Kompartji do robotników i żołnierzy.
Około siódmej na bulwarach wszystkich miast Europy ukazały się nowe dodatki nadzwyczajne, przynoszące sensacyjną wiadomość.
Samolot angielski, w drodze z Londynu do Lionu, zabłądziwszy w gęstej mgle nad La Manchem i zmyliwszy kierunek, nieoczekiwanie znalazł się nad Paryżem i, cudem uchodząc przed obstrzałem, zdołał, mimo złamanego skrzydła, wylądować szczęśliwie poza obrębem kordonu.
To, co lotnik angielski zobaczył i opowiadał, było tak niewiarygodne, tak fantastyczne, że nawet nie odznaczająca się zbytniemi skrupułami prasa bulwarowa podawała jego relacje z dużą rezerwą.
Pragnąc stwierdzić, gdzie się znajduje, pilot leciał na wysokości zaledwie stu metrów nad ziemią. Gdy się zorjentował, że jest nad Paryżem, było już za późno; ciekawość przemogła w nim obawę.
Leciał od strony Lasku Bulońskiego. Dzięki południowemu wiatrowi, który rozwiał nad miastem mgłę, mógł wszystko widzieć, jak na dłoni. Paryż, który odsłonił się jego oczom, nie był bynajmniej spalony. Gmachy, pałace i posągi — wszystko napozór stało na swojem miejscu, a jednak wszędzie dawała się zauważyć bijąca w oczy zmiana. Pierwszą rzeczą, która uderzyła lotnika, była nieprzeliczona ilość wznoszących się nad miastem olbrzymich masztów radjostacji. Powietrze we wszystkich kierunkach przecinały rozpięte w nieskończoność druty anten.
Minąwszy Łuk Triumfalny, pilot leciał dalej, wzdłuż alei Pól Elizejskich. To, co ujrzał tutaj, przekraczało już wszelkie granice prawdopodobieństwa.
Gdzie niegdyś niezmierzoną taflą wyślizganego asfaltu rozpościerał się plac Zgody, od Madeleine do Izby Deputo-