Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bach do ula! Złodziej i tyle. My tam, towarzysze, w tych drobiazgach grzebać się nie będziem. Jak rewolucja, to rewolucja, znakiem tego — wolność dla całego proletarjatu bez różnicy i wyjątku, nie? Innem słowem: starym grzechom, jakieby tam nie były — można powiedzieć, amnestja i koniec. Od dzisiaj wszystko na nowo, po naszemu, Co było, a nie jest — nie pisze się w rejestr, nie?
Ale, towarzysze, kiedy już towarzyszom-kanciarzom odtąd, jak to mówią, wszystkie prawa obywatelskie i tak dalej, niech i oni pokażą nam teraz swoje proletarjackie pochodzenie. Były tam u nas z burżuazją różne porachunki i niemałośmy się od nich krzywdy najedli — wyrównało się wszystko na glanc. Teraz żeśmy wszyscy jednacy robociarze, proletarjat i kropka. Kraść dobytek ludowy — wara! My, towarzysze, na bawienie się z nimi czasu nie mamy. Władza proletarjacka każdy zamach na dobytek komunalny karać będzie bez ceregieli. Niech towarzysze-złodzieje to sobie dobrze zapamiętają. Co było, to było, a od dzisiaj — ani mru-mru! U nas, towarzysze, sądów ani procesów nie trzeba. Złapiemy złodzieja — grabił nasz komunalny majątek — i pod murek go! Nam w policję bawić się nie pilno!
— Dobrze mówi!
— Mało roboty, jeszcze ich doglądaj!
— Myśmy się do nich za policjantów nie zgadzali!
— Chcą po dobroci, — roboty huk, a jakże, każdemu starczy. Nie chcą, — wolna wola. Pod murek i po krzyku.
— Właśnie, towarzysze, to chciałem powiedzieć. To już, towarzysze, nasza, jak to mówią, sprawa familijna. KC. w to mieszać nie trzeba, oni swojej roboty mają dosyć. A ogłoszeń drukować, ani powtarzać dwa razy nic będziemy. Powiedziane i dosyć, nie?
Wąsaty mówca zeskoczył z piedestału, żegnany oklaskami.
Towarzysz Majoie uśmiechnął się i, rozweselony, odszedł od okna. Nowy wybuch oklasków i grzmiące „rracja!“ pociągnęły go mimowoli ku ostatniemu oknu. Towarzysz