Strona:Bronisław Komorowski - Po śmierci.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co się wyłamią z tego, staną pod infamją
Publiczną!...

BARON.

Jakto?...

PAN TOMASZ.

Co to?... Niech karki połamią
Z tą żałobą...

BARON (do pana Tomasza.)

Za dwa dni popielec, i oto
Dla żałoby nie można wziąść ślubu!...

PIOTR (ucieszony, n. s.)

To, to, to!...

BARON (do przerażonego pana Tomasza.)

Słyszałeś panie teściu?

PAN TOMASZ (wściekły.)

Nie wolno się żenić?...

PIOTR (spokojnie.)

Przepadło — głos powszechny — tego nam nie zmienić!...

BARON.

Słyszałeś panie?

PAN TOMASZ. (biega po pokoju, odgrażając się.)

Hola! już nadto tej drwiny!...

BARON (do siebie, drwiąco.)

Złość się ty! lecz gdy nie chcesz utracić czupryny,
To nie wydawaj córki przed owym terminem —
Po prawdzie, mnie nie bardzo chce się być twym synem...
Myślałem coś o Stasi... gąska! — papy córka!
Może mam jeszcze czekać na nią?... Daję nurka
W tej chwili...

PAN TOMASZ (chodząc gwałtownie, zezłoszczony.)

Dla głupiego pajaca!...

BARON (kłaniając mu się nizko.)

Do wzięcia
Córka — mam inne myśli... (odchodzi.)

PAN TOMASZ (jakby piorunem rażony.)

Co? co?... łapcie zięcia!...
Hej! baronie!... (wybiega za Baronem.)