Strona:Bronisław Komorowski - Po śmierci.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Że pierwiej umrzeć musi, kto chciałby do nieba...
Umierajmy więc... (bierze z szafki pudełko z przyborami aktorskiemi.)
Najprzód ztrupić się potrzeba
W ten sposób... (maże twarz bielidłem.)
Melpomeno! niech ci nie ubliża,
Że trup w tym wieku nawet do farsy się zniża...
Wybacz! a gdy cię gorszy to, więc przymróż ślepię!...

(wpatruje się w lustro.)

Ach, jakiż ze mnie głupi trup!... (maże na twarzy dalej.)
Teraz podlepię
Policzki — trza wyrazić śmiertelną obrzmiałość...
Oczy w jamę... (smaruje węglem jamy ócz.)
Tak!... (przegląda się w lustrze.)
Jakaż trupia doskonałość!

(wstaje i chowa przybory do szafki.)

Stało się! — już po śmierci! — teraz właśnie stoję
Przed furtą niebios... Pietrze! odchyl mi podwoje!
Dalipan żem zasłużył na to: bom już z mlekiem
Matki wyssał chęć nieba — wszak byłem — człowiekiem!...

(słychać klucz we drzwi.)

Ha, słyszę pobrzęk klucza... (wpada Piotr.)



Scena V.
WALERY, PIOTR.
WALERY.

Ach, Pietrze mój, Pietrze!...

(udaje trupią bezwładność rzuciwszy się w krzesło.)
PIOTR (zadyszany.)

Śmierć poszła już przez niebo, ziemię i powietrze!
Ani słowa!... już wszystko dobrze!... żywo, żywo
Układaj się pan w trupa!... (patrzy na twarz Walerego.)
Aj, wyborne dziwo
Nagłej śmierci — śpiesz że pan co prędzej do łóżka!
Całe miasto już płacze...

WALERY.

O, poczciwa duszka!...

PIOTR.

Teraz biegnę do papy...

WALERY.

Ja ci do pomocy
Zeszlę duchy z mojego świata...