Słuchaj! dziś na dobitek tej naszej niedoli
Pan baron mej decyzji zażądał ostatniej.
Straszna to była chwila — ile, że do matni
Naszych losów przybyła jeszcze wola papy,
Który bardzo pokochał lokajów harcapy
Baronowskich, i piękny herb na ekwipażu —
A skłaniając mię bardzo do tego marjażu
Oświadczył najdobitniej, że choćby wbrew własnej
Woli zostanę żoną barona...
PIOTR (n. s.)
O jasny
Drabie!...
WALERY.
I coż, coż dalej?
STASIA.
Nie było sposobu...
Wyjawiłam mu wszystko, wołając: do grobu
Wy mnie raczej skłonicie niż na takie śluby —
Jedno jest życie moje i jeden mój luby,
Jedno szczęście, co dla mnie z świata się wynurza —
Walery!...
WALERY (całując jej rękę z zapałem.)
Ha!...
STASIA.
Okropna zerwała się burza
Nad biedną głową moją: — papa w niebogłosy
Krzyczał jakby w gorączce i rwał sobie włosy:
Wszystko struchlało jakby na widok upiora,
A papa łamiąc ręce pojękał: „aktora!...“
WALERY (z gorżkim uśmiechem.)
Ha, ha!... (po chwili boleśnie.) I tyś o miła, tyle dla mnie zniosła?
Tyle goryczy?