Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Głupi jesteś. Czekam do piątej na telegram Morgana. Dowidzenia. Ukłony dla małżonki.
— Dalcz! Zwarjowałeś! Ja tego nie zrobię.
— Zrobisz, bo jesteś rozsądniejszy niż wyglądasz. Dowidzenia.
— Zaczekaj dwa dni. Tylko dwa dni! — jęczał Willis.
Paweł dość już miał tej rozmowy:
— Czy ty masz mnie za smarkacza, Will?
— Więc jedną dobę!
— Czekam do piątej, a wiesz, że słowa dotrzymam. Dowidzenia.
— Niech cię djabli!
Willis z furją rzucił słuchawkę.
Isaakson otarł pot z czoła i niepewnym wzrokiem przyglądał się spokojnej minie Pawła:
— No? — zdołał wykrztusić.
— W porządku — uśmiechnął się Paweł.
Nie wątpił, że Willis zastosuje się do żądania. Rozmowa kablowa kosztowała jedenaście tysięcy franków, ale opłaciła się sowicie.
Na tem jednak nie kończyły się trudności. Przez długi szereg dni Paweł musiał ciężko pracować nad zmontowaniem zachwianej przez niemieckie bankructwo pozycji. Codziennie setki listów i depesz wychodziły w świat, codziennie długie odbywały się konferencje. Wreszcie katastrofa nadludzkim niemal wysiłkiem została pokonana.
Willis, który pomimo wszystko przyjechał do Brukseli, musiał Pawłowi przyznać, że ten miał rację.
Uratowanie koncepcji Banku Pożyczek Międzynarodowych nie obeszło się jednak tanim kosztem. Cena, którą Paweł musiał za to zapłacić, była ceną ustokrotnienia komplikacyj w interesach. Wszystkie kryptoagencje zostały wyssane z resztek kapitału i trzeba było uciekać się do notorycznego fałszowania bilansów, by ratować je od bankructwa. Trzeba było przeprowadzać fikcyjne tranzakcje, a nawet posunąć się