Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Blumkiewicz pochylił się ku niej i powiedział szeptem:
— Bo ta Optima, to się wcale okazała nie Optima. W maszynach musi być jakiś feler, czy w samym wynalazku, dość, że ten kauczuk, to okazał się do niczego.
— Jakto do niczego?
— Właśnie wczoraj jeden z naszych odbiorców odesłał z Wiednia cały transport. Całe siedem tonn. Kazałem to zamknąć w składzie, żeby nikt na oczy nie widział, bo oto co zrobiło się z naszego kauczuku. Niech pan sam zobaczy: to wyszło z Optimy trzy miesiące temu. Jedna z pierwszych wysyłek.
Położył przed nią kawałek matowej brunatnej masy wielkości pięści. Kauczuk był sztywny, strzępiący się i kruchy.
— I cały transport taki. Powtarzam: musi być jakiś feler.
— Ależ to niemożliwe! Rzecz była badana przez wielu ekspertów. Ogólnie kauczuk syntetyczny wywołał zachwyt, uznany został za lepszy od naturalnego!
Blumkiewicz wzruszył ramionami i rozłożył ręce.
— Paweł nie dałby się oszukać. Nie pakowałby w to pieniędzy. Zresztą przecie tu wszystko jest zrobione z tego syntetycznego kauczuku. Te meble przecie są ebonitowe — uderzyła palcem w oparcie krzesła — i to trzyma się świetnie. Jezdnia była najdawniej zrobiona, niema w niej żadnych uszkodzeń.
— To prawda — zdawkowo potwierdził Blumkiewicz.
— Więc czem pan to tłumaczy? Część produktu była dobra, a część zła? Rozumiem, że mogą być jakieś drobne różnice, lecz przecież nie takie!
— Wszystko to jest słuszne, panie Krzysztofie, wszystko to jest logiczne, ale cóż ja poradzę, że w praktyce jest wręcz inaczej?
— A co na to mówi chemik fabryczny?
— Też dziwi się i też nie ma pojęcia, w jaki się to mogło stać sposób.