Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kły nieszczęśliwy wypadek. Napad bandytów, katastrofa samochodowa, czy coś w tym rodzaju.
Kiedyś czytała, że w samym Paryżu ginie codziennie dwadzieścia kilka osób, których policja już nigdy nie odnajduje.
Poza tem jeszcze bardziej uzasadniona ewentualność: jeżeli Paweł prowadził wielką grę na giełdzie, musiał mieć przeciwników. O moralności zaś rekinów giełdowych miała aż nadto wyrobione zdanie na podstawie wagonowej lektury. Tacy ludzie chwytają się wszelkich środków aż do morderstwa włącznie.
Położyła się do łóżka około jedenastej, lecz nie mogła zasnąć. Wreszcie wstała i poszła do telefonu. Jak na złość linja była zajęta i dopiero po upływie godziny uzyskała połączenie z Hotel Ritz w Paryżu.
Tam oświadczono jej, iż pan Paweł Dalcz nie zjawił się, a gdy poprosiła wobec tego jego sekretarza, dowiedziała się, że ten właśnie przed chwilą wyjechał, zabierając wszystkie rzeczy na dworzec St. Lazare.
To ją uspokoiło zupełnie. Widocznie sekretarz musiał otrzymać polecenie wyjazdu, a polecenie takie wydać mógł jedynie Paweł. Zatem żyje, a to, że się ukrywa, że pozostawia wszystkich swoich podwładnych bez dyspozycyj i wskazówek pozostaje napewno w ścisłym związku z jego planami.
Pomimo to nie spała tej nocy, nazajutrz zaś podczas południowej przerwy pojechała do „Optimy“, by zobaczyć się z Blumkiewiczem. On wiedział już także o wyjeździe sekretarza, lecz nie był tak dobrej myśli.
Ze zdziwieniem zauważyła, że fabryka jest nieczynna. Wokół panowała zupełna cisza.
— Co to, strajk u pana? — zapytała.
Blumkiewicz zmieszał się i wyjaśnił, że zepsuły się niektóre maszyny i dlatego zmuszony był zatrzymać fabrykę na czas remontu, który potrwa kilka dni.