Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ani przez chwilę nie zastanawiała się nad tem, że prowadzi on jakieś wielkie i prawdopodobnie bardzo ryzykowne tranzakcje giełdowe, przy których może, jak tylu innych, nawet wyjątkowo utalentowanych finansistów, stracić nietylko swój majątek, lecz i jej. Hipoteka Zakładów była przecie niemal nadmiernie obciążona, akcje zaś zastawione. Bankructwo Pawła oznaczałoby i dla niej kompletną ruinę. Rozumiała to, lecz nie miała żadnej obawy.
Wierzyła w niego.
Zresztą nie wątpiła, że nie wciągałby jej majątku w swoją grę giełdową, gdyby mógł wszystko stracić. Jego szlachetność nie pozwoliłaby mu ryzykować cudzemi pieniędzmi, a w dodatku pieniędzmi istoty, która mu bez granic ufa. Mój Boże, przecie doskonale wie, że zgodziłaby się na ostatnią nędzę, gdyby tego zechciał, gdyby mu to mogło w czemkolwiek dopomóc!... Wystarczyłoby jego jedno słowo.
Nie miała też do niego żalu za to, że nie podziękował. Takie podziękowania trącą zawsze konwencjonalną grzecznością. Jeżeli tego nie zrobił, widocznie uważał się za uprawnionego, za tak jej bliskiego, że może jej własność traktować, jak swoją, a czego bardziej mogła pragnąć!...
Fabryka mniej obecnie zabierała jej czasu, niż za pierwszej podróży Pawła. Otrzaskała się już z wieloma sprawami, wielu rzeczy się nauczyła. Do tych przedewszystkiem należał spokój w ocenie każdej rzeczy. Nie irytowało już jej niedokładne wykonywanie poleceń, nie napełniało niepokojem odkrycie jakiejś wady w wykonanej maszynie, nie podniecały spory z podwładnymi, ani niezadowolone miny robotników.
Paweł powiedział jej kiedyś:
— Nie powinnaś tak przejmować się temi sprawami. Być szefem, to znaczy panować, a panować to to samo, co móc sobie pozwolić na wszystko z wy-