Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeżdżają Holendrzy, a jutro w Sejmie opozycja wnosi interpelację, która może zachwiać istnieniem Centrali Eksportowej!
— Głupstwo. Rozmawiałem już z marszałkiem Sejmu. Znajdzie się sposób na utrącenie całej ich donkiszockiej interpelacji. Zresztą poseł Kajewski wrócił. Obiecał mu pan zamówienie na jego naczynia emaljowane. A Holendrów sam pan załatwi beze mnie.
Kolbuszewski skrzywił się niemiłosiernie i zaczął namawiać Pawła, by odłożył swój wyjazd bodaj na tydzień, bodaj na kilka dni:
— Poprostu boję się, że nie dam sobie rady, dajmy na to, jakaś dodatkowa kontrola z Banku Polskiego. Oni mają do tego prawo. Póki pan jest w Warszawie nie ośmielą się, ale za swój autorytet u nich głowy nie dam.
— Cóż u licha, może panu zdaje się, że ja już nie powrócę?... Że tego i owego?...
Kolbuszewski zrobił smutną minę, a Paweł wybuchnął śmiechem:
— Niech się pan nie obawia. Podczas mojej obecności, czy podczas mojej nieobecności, zawsze będą mieli należny respekt. Zresztą zapewniam pana, że w najbliższym czasie przeleję ze swego rachunku do Centrali więcej, niż się pan spodziewa. Narazie potrzeba mi jeszcze dużo pieniędzy. Otóż, proszę pana, by podczas mojej nieobecności płacić wszystkie zamówienia w pięćdziesięciu procentach. Reszta po wykonaniu...
— Nie zgodzą się — zauważył Kolbuszewski.
— Co to znaczy „nie zgodzą się“, muszą się zgodzić. Wszystko, co się w ten sposób da wyciągnąć, będzie pan łaskaw natychmiast przekazywać mnie do New Jorku.
W przewidywaniu takiej sytuacji Paweł oddawna w ten sposób układał terminy, by na wielką akcję kauczukową móc uruchomić największą ilość gotów-